wtorek, 18 marca 2014

Rozdział 2

                                       *Dominika*
     Moje wspaniałe i dziwne sny przerwały oślepiające promienie słońca. No tak, znowu nie zasunęłam żaluzji. Cholera! Wstałam  zataczając się lekko i poszłam w stronę łazienki, by zrobić sobie prysznic i wyszykować się do wyjścia na zakupy (moja lodówka świeciła pustkami, znajdowało się w niej jedynie masło).
     Po wyszykowaniu się i ubraniu krótkich, granatowych spodenek i topu zeszłam do kuchni, a zaraz potem poszłam do niedaleko położonego sklepu.
     Wiał lekki wietrzyk, który rozwiewał mi włosy, lecące na moją twarz i splątywał je z okularami przeciwsłonecznymi. Na dworze było ciepło, nawet gorąco, co jest nie typowe dla Londynu. Liście drzew kołysały się w prawo i w lewo tworząc miły nastrój. Położone gdzie nie gdzie, kwitnące grządki kwiatów wyróżniały się swoimi wielo kolorowymi kwiatami na tle zielonych traw i drzew. Byłam tak zamyślona, że nie spostrzegłam idącego na przeciwko mnie około trzynasto - letniego chłopaka. Wpadłam na niego z wielkim impetem, a zaraz potem oboje leżeliśmy na chodniku stykając się ze sobą nosami.
     - Michael, ale laski na ciebie lecą, brachu! I to jeszcze w miarę ładne. - krzykną stojący nad nami rówieśnik, jak się przed chwilą dowiedziałam Michela. Miał długie, sięgające do ramion, blond włosy i krzywe zęby. (Naprawdę paskudnie wystawały mu z buzi i były lekko żółte. Ohyda!)
     - Zejdź ze mnie mała. Miażdżysz mi mojego fiuta. - wulgarnie zaskrzeczał Michael. Jak ja mam się teraz zachować. Boże... czemu to zawsze ja muszę zrobić coś tak niezdarnego, jak wlecieć na małego chłopca. Masakra!
     - Przepraszam cię, dziecko. Nie chciałam na ciebie wpaść. - wytłumaczyłam się jedyną wymówką, która wpadła mi do głowy i pospiesznie odeszłam.
     Do sklepu weszłam po około pięciu minutach szybkiego spacerku. Nadal czułam się dziwnie zawstydzona po tym, jak wpadłam na tego chłopca. Beznadzieja...
     W sklepie kupiłam pieczywo, jajka, serek, szczypiorek i owoce ( kilka kilo jabłek... uwielbiam je) oraz marchewkę i jakieś inne warzywa. Droga ze sklepu nie była długa i na nikogo nie wpadłam, nie wywaliłam się, ani nie zrobiłam nic upokarzającego. Chyba, że trzeba liczyć, jako coś wstydliwego , zbieranie jabłek z ulicy, które komuś ( oczywiście, że nie mi ) wypadły z powodu za cienkiej torby i za dużej ilości jabłek.
   

     Cały dzień minął mi na leniuchowaniu i ... UWAGA  idę na koncert One Direction! Kupiłam bilet w sieci. Jestem tak szczęśliwa, że  zapowietrzam się, co jakiś czas ( NAPRAWDĘ ). Boże!!! Nie mogę się doczekać!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz